6 sierpnia 2013

Paese nr 140 w upale nie do zniesienia

Chorowałam na niego dobre dwa miesiące, ale jakoś nigdy nie miałam w portfelu samotnej dyszki, którą mogłabym na niego przeznaczyć. Aż w końcu nadszedł TEN DZIEŃ - czyli wczoraj - kiedy już po prostu musiałam wybrać się po niego do miasta. Mało brakowało, a przez kolejkę w markecie nie zdążyłabym już go kupić (cóż za ironia), ale udało się. Wpadłam, porwałam lakier i wypadłam. (Zdążyłam nawet jeszcze zapłacić).

Zdjęcie jest typu "patrzcie, jakie mam tragiczne skórki", ale niestety zanim uda mi się doprowadzić je do porządniejszego stanu trochę czasu jeszcze minie. (Przede wszystkim trzeba zacząć). Kadr również nie jest najwyższych lotów, ale to jak na razie szczyt moich umiejętności ;)

Lakier, jak widać, jest miętowy. Taka klasyczna mięta. Nachodziłam się za tym kolorem strasznie rok temu i nigdzie nie mogłam go znaleźć. Kupiłam wtedy Miss Sporty Clubbing Colours nr 330, który był najbardziej do niej zbliżony - taki jasny morsko-turkusowy, w odpowiednim świetle faktycznie wygląda jak mięta, choć tak naprawdę zupełnie się od niej różni (w świetle, które mam teraz w pokoju, nie widać różnicy w kolorze między nim a moimi paznokciami ;)). Ale o nim jeszcze za chwilę.
Konsystencja lakieru Paese bardzo przypadła mi do gustu. Jest lejący, ale nie za rzadki. Nie gęstnieje za szybko na paznokciu i rozlewa się lekko na boki, tworząc równą warstwę. Pędzelek jest okrągły i cienki, przez co malowanie zajmuje sporo czasu, za to umożliwia to dokładne pokrycie płytki bez wyjeżdżania na skórki i dobrze współpracuje z lakierem o tej konsystencji. To co w nim przeszkadza, to kwadratowa zakrętka - nie da się go obrócić podczas malowania, trzeba sobie pomóc drugą ręką. Czas schnięcia w normie, prysznic po godzinie od malowania nie spowodował strat. Przez noc na dwóch paznokciach odcisnęła mi się pościel, ale musiałam widocznie wyjątkowo mocno się w nią wtulić.
Na zdjęciu mam dwie warstwy, chociaż równie dobrze sprawdza się jedna grubsza. Na upartego można się dopatrzeć, że dwie warstwy są bardziej niebieskie, jedna bardziej zielona - a może to to tylko to światło... ;) Jakieś tam smugi są, ale ledwo widoczne. Nie oszczędzałam dzisiaj rąk, więc końcówki już zaczęły się ścierać - ale przeczuwałam taki rozwój sytuacji już przy malowaniu ;)

Ogólnie to naprawdę dobry, ładny lakier i na pewno kupię więcej produktów tej firmy.

Post nabiera sporych rozmiarów, myślę, że to znak, iż czas go skończyć... i zacząć następny ;) Mam jeszcze kilka lakierów w zanadrzu, co prawda już bez zdjęć pazurków, ale powinnam coś o nich skrobnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz