17 lutego 2014

Lovely: Blink Blink nr 1 i 4

Bohaterami dzisiejszej notki będą dwa lakiery, które kupiłam jakiś czas temu skuszona przeceną (a czaiłam się na nie, odkąd pierwszy raz je zobaczyłam, ale udało mi się wmówić sobie, że wcale ich nie potrzebuję - dopiero przecena rozwiała wszelkie moje wątpliwości :)). Mowa o lakierach z serii Blink Blink firmy Lovely. Tak, żadna nowość, tak, wszyscy widzieli, ale są na tyle ciekawe, że należy im się dużo recenzji ;) Wybrałam dwa kolory: zielony i fiolet, który okazał się nie być do końca fioletem, ale o tym za chwilę...
Zdjęcie w słońcu

Lakiery Blink Blink moim zdaniem absolutnie nie nadają się do samodzielnego noszenia. Są dość transparentne, a ich konsystencja i czas schnięcia sprawia, że malowanie nimi paznokci do pełnego krycia trwałoby chyba pół dnia ;) Chciałam pokazać Wam, jak wyglądają (a raczej nie wyglądają ;)) na paznokciach bez lakieru bazowego, ale mój aparat miał poważne problemy ze złapaniem ostrości, musi więc wystarczyć zdjęcie maziajów na papierze.

Od góry: nr 1 - cienka warstwa, nr 4 - podobnie cienka warstwa, nr 1 - gruba warstwa

Niestety, chociaż oba lakiery pochodzą z tej samej serii, jakością dość różnią się od siebie, nad czym trochę ubolewam... zacznijmy więc od nr 4, czyli zielonego, który jest o niebo lepszy od swojego prawie-fioletowego brata.

Nr 4 to leciutko zielony, prawie przezroczysty lakier, w którym zatopiony jest zielony shimmer oraz drobinki: małe holograficzne heksy, opalizujące kwadratowe, ciemnoróżowe kwadraciki i maluteńkie heksy w kolorze jasnoróżowym. Wszystko bardzo ładnie współgra ze sobą, ilość drobinek, a także ich wielkość jest akurat odpowiednia do uzyskania ciekawego, ale nie tandetnego efektu. Niestety lakier jest dość glutowaty (jak chyba wszystkie nowe lakiery Lovely :( ) i długo schnie, ale drobinkami łatwo manewruje się na paznokciu, nie trzeba więc nakładać go w dużej ilości.
Na zdjęciach na dwóch warstwach Wibo Express Growth nr 390, z którym idealnie współgra :)

Zdjęcie w cieniu: Wibo Express Growth nr 390 x2 i Lovely Blink Blink nr 4 x1

A zwykle noszę go tak...


Czas na nr 1, któremu jednak nie mogę wystawić tak pochlebnej recenzji.

Blink Blink nr 1 na Miss Sporty Clubbing Colours nr 465 (po lewej) oraz Catrice nr 32 - The Dark Knight (po prawej)

Baza tego lakieru również jest prawie transparentna, ale... czarna. W efekcie szara, chociaż i tak nie widać jej na paznokciu. Zatopione są w niej malutkie fioletowe, holograficzne drobinki, holo heksy takie jak w zielonym, jasnofioletowy shimmer, którego jest strasznie mało i wcale go nie widać oraz fioletowe heksy, które w porównaniu z innymi drobinkami są GIGANTYCZNE. I tu mój nawiększy ból. Nie dość, że są za duże, żeby przykleić się do paznokcia nie odstając, to niektóre są pogięte. I potem zahaczają o wszystko, co się nawinie. W dodatku lubią zlepić się ze sobą i zamiast jednego, nakłada się na paznokieć w tym samym miejscu trzy... A tych ładnych, małych sześcianików, opalizujących na każdy kolor jest zbyt mało, żeby stworzyć naprawdę ładny efekt. Lakier tak samo jak poprzedni jest glutowaty, ale tego trzeba nałożyć więcej, więc schnie w nieskończoność... Na pocieszenie powiem, że w słońcu wygląda ładniej od swojego brata, co zresztą widać na zdjęciach :) Wybaczcie brak zdjęcia w cieniu, zresztą nie ma czego żałować, bo w cieniu praktycznie go nie widać.

Jeśli chodzi o zmywanie tych lakierów: zmywają się trochę gorzej niż normalne, ale nie ma tragedii, za to drobinki lubią przy okazji migrować na palce i tam zostawać, dość skutecznie stawiając opór wszelkim próbom zmycia ;)

To już wszystko na dziś. Następna notka powinna pojawić się szybciej, ta czekała 5 dni, ponieważ zdjęcia wyszły w większości kiepskie i nie chciało mi się walczyć z obróbką... ;) Wrodzone lenistwo.
Do napisania!

4 lutego 2014

Wibo - Glamour Nails nr 5

Nowa odsłona zielonych smoków gotowa :) Wreszcie udało mi się dostosować szablon. Nie jest to jeszcze koniec zmian, będę wprowadzać małe poprawki, ale nie ma już w wyglądzie bloga żadnej rzeczy, która by mnie raziła.
Karty pod nagłówkiem sugerują, że blog "dla mnie i głównie o lakierach" zmienia się w blog o pielęgnacji. To prawda: zamierzam opisywać testowane kosmetyki i ich działanie na mojej skórze, włosach, paznokciach. Ale nie będę kupować nowych kosmetyków specjalnie do testów. To zostawiam innym blogerkom, które robią to profesjonalnie :) Ja po prostu chcę podzielić się z Wami swoimi obserwacjami i wynikami kosmetycznych poszukiwań. Może uda mi się pomóc komuś z podobnym typem skóry czy włosów? Zapraszam do zaglądania :)
(chociaż pewnie i tak będzie głównie o paznokciach... ;))

Kilka słów wyjaśnienia: zniknęłam z bloga (po trzech postach - świetny wynik!), ponieważ zepsuły mi się paznokcie. Przez dwa miesiące ich nie malowałam i próbowałam leczyć. Później znowu zaczęłam używać lakierów, chociaż rzadko i od listopada myślałam nad reaktywacją swojego miejsca w sieci, ale po prostu nie miałam czasu - a nie chciałam pisać na tym starym, niespersonalizowanym szablonie ;)

Koniec gadania, przedstawiam Wam lakier. Kupiłam go rok temu, użyłam raz, pokochałam... i odłożyłam. Nie mam pojęcia dlaczego. Ale teraz, po roku, przyszedł czas na drugie użycie. Mowa o Wibo z serii Glamour Nails, nr 05.

Lakier jest złoty. Ale nie jest to ani żółte złoto, ani stare złoto, ani żadne intensywne i naprawdę złote. To jest srebrzyste złoto. W dodatku nie wygląda ani trochę tandetnie, nie świeci się jak wiejska dyskoteka, mimo że to złoto. Absolutna rewelacja.

Zdjęcie w słońcu...
Jego kolor zależy od światła. Kupiłam go przekonana, że jest srebrny ;) Formuła tego lakieru jest świetna: nie rozlewa się, nie smuży (wiem, na tych zdjęciach wychodzą jednak smugi, ale na żywo trzeba się dobrze przyjrzeć, żeby je zobaczyć), bardzo dobrze kryje - na zdjęciach mam jedną warstwę, chociaż na upartego można by się dopatrzyć gdzieś leciutkich prześwitów. W dodatku szybko schnie. Ściera się z końcówek jak każdy inny, ale odprysnął mi dopiero po czterech dniach, co jak na moje paznokcie jest świetnym wynikiem.

Zdjęcie w cieniu - srebrny!
Lakiery z tej serii wciąż są dostępne, a ja mam jeszcze dwa inne i zamierzam kupić kolejny, więc niedługo pojawią się na blogu :)

Przepraszam Was strasznie za jakość kolorystyczną moich zdjęć. Kolor lakieru staram się oddać jak najwierniej i przede wszystkim o tym myślę, obrabiając zdjęcia (udaje mi się to, więc nie martwcie się o wiarygodność swatchy), za to z kolorem ciała gorzej - mam kiepski aparat, a moje umiejętności posługiwania się photoshopem są wciąż za małe, by wyciągnąć z tych zdjęć właściwy kolor. Więc nie patrzcie na dłonie, naprawdę się staram ;)

Tyle na dziś, do napisania wkrótce :)