Ledwo skończyłam poprzedniego posta, piszę następnego ;) Czego się nie robi, aby przynajmniej w tym jednym miejscu, czyli na blogu, nie było bałaganu.
Przez ostatnie dwa miesiące prawie nie malowałam paznokci. A "prawie" oznacza, że wypróbowałam przez ten czas 6 (łącznie z dzisiejszym) nowych lakierów, więc może parę słów o nich.
Od lewej: Essence Colour & go nr 151 We rock the green, Catrice nr 915 George Blueney, Lovely Classic nr 73, Miyo Nailed it! nr 10 Nude, Miss Sporty Clubbing Colours nr 330 i Paese nr 140.
Miałam na pazurkach również klasyczną czerwień
Golden Rose Rich Colour, ale na skutek pewnego nieporozumienia zabrano mi ją, więc nie załapała się na zdjęcie.
O lakierze Paese był cały poprzedni post, zacznę więc od lakieru
Miss Sporty, który w żadnym wypadku nie jest w mojej kolekcji nowy, ale na moich paznokciach również gościł ostatnio. W poprzednim poście porównałam go do lakieru Paese, ponieważ zakupiłam go kiedyś po bezskutecznych poszukiwaniach mięty. Na zdjęciu dobrze widać różnicę w kolorze, ale w słabym świetle dobrze się pod tę miętę podszywa. Jest to jeden z moich ulubionych lakierów, mimo upierdliwości w nakładaniu -
jest gęsty i ma świetny szeroki pędzelek, umożliwiający nałożenie go jednym ruchem, ale natychmiast gęstnieje jeszcze bardziej i zostawia straszne smugi a także, niestety, pęcherzyki powietrza. Ja jednak jestem pewna, że nikt nie przygląda się moim paznokciom pod kątem jakości lakieru, więc spokojnie go sobie używam ;) Jest to bardzo wakacyjny, wesoły odcień.
Jasny, morski turkus z shimmerem, naprawdę piękny kolor. Kiedyś zrobię mu zdjęcie.
Teraz lecimy od lewej, ponieważ postanowiłam najpierw się pozachwycać, a te gorsze lakiery zostawić sobie na koniec. Zielony smok, jak wszyscy widzą, uwielbia zieleń. I chyba ze dwa lata wypatrywał jej wszędzie, nie mogąc znaleźć tej najukochańszej, idealnej. W końcu znalazł :) Póki co malowałam
zieloniutkim lakierem od Essence jedynie paznokcie u stóp, ale prezentował się obłędnie, szczególnie w słońcu.
Soczysta, głęboka zieleń, taka najprawdziwsza i do tego shimmer. Dodać jeszcze szeroki pędzelek, świetne krycie i dobrą konsystencję... Zrobię mu zdjęcia i osobnego posta z zachwytami, jak już trafi na łapki.
Catrice nr 915. (Na ich stronie z jakiegoś powodu jest to nr 16, moja buteleczka mówi coś innego...) Tajemniczy, błyszczący w świetle
granat, w cieniu udający prawie czerń. Również
z szerokim pędzelkiem, dobrze się nakładający, całkiem szybko schnący. I również jak dotąd gościł jedynie na stopach, ale kiedyś to pewnie się zmieni.
Teraz
malino-wiśnio-wino-nazwijcie-to-jak-chcecie (nie umiem określać kolorów) od
Lovely.
Glutowaty trochę, wolno schnący, a i kolor na dłoniach zupełnie mnie nie powalił (może gdybym miała 30 lat więcej...). Myślę, że sprawdzi się w pedicure. A jeśli nie, to nie wiem co z nim zrobię :(
Dotarliśmy do
nudziaka Miyo. Mam co do niego mieszane uczucia.
Ma ładny, cielisty kolor, ale niestety rzadką, słabo kryjącą formułę. Trzeba się namęczyć, żeby równo pokryć paznokcie. Naprawdę kiepsko się z nim współpracuje, chociaż jak się już przez to przebrnie, to ma się ładne paznokcie. Szkoda, że tylko przez 2 dni, bo
trwałość też pozostawia wiele do życzenia.
Iiiii ostatni. Pan nieobecny.
Czerwony Golden Rose Rich Colour.
Super-trwały, dobrze kryjący, z fajnym, szerokim pędzelkiem. Wszystko idealne aż do chwili zmywania...
Zdarcie go z paznokci już zabrało mi trochę czasu, a później jeszcze jakieś 15 minut tarłam skórki, żeby przestały wyglądać na zakrwawione. Jeszcze nigdy nie stało mi się coś takiego i zanim drugi raz go użyję, dobrze przemyślę sprawę. Cóż, jak pisałam, aktualnie go i tak nie mam (śmieszna sprawa w ogóle, ale to nieważne) więc nawet mnie nie będzie kusił ;) Chociaż pewnie i tak nie kusiłby mnie, bo klasyczna czerwień to jednak nie do końca mój kolor. Wolę jaśniejszą z Wibo... o niej też kiedyś skrobnę posta.
Cała szóstka w bardziej zachodząco-słonecznym wydaniu (i chyba po prostu złych ustawieniach na aparacie)
To już wszystko (lub aż wszystko) na dziś. Zabawne, bo tyle czasu myślałam, że jednak będę pisać mniej o paznokciach, a więcej o innych rzeczach, a tu takie kilometry o lakierach ;) I może sobie jednak zadbam sobie o pozyskanie jakichś czytelników, hmm... dziwnie się tak pisze do samej siebie.
A tym zielonym i około-zielonym lakierom to cyknę kiedyś osobne zdjęcie :D